14 stycznia 2021
Od mojej operacji – laserowej korekcji wzroku metodą Smile / Lentivu minął już ponad miesiąc. Jestem już po dwóch kontrolach. Od operacji Monsieur minęły zaś już 4 tygodnie. Postanowiliśmy więc spisać na świeżo nasze wrażenia i odpowiedzieć na wszystkie Wasze pytania.
Wiem, że co najmniej kilkoro z Was czeka na kwalifikację do operacji w najbliższym czasie i że kilka osób miało już zabieg po nas. Czytając Wasze komentarze odnoszę wrażenie, że każdy zabieg odbiera inaczej, więc nie sugerujcie się proszę tak do końca naszymi doświadczeniami. U Was może to wyglądać podobnie lub… zupełnie inaczej. Nie ma rady, każdy organizm jest inny.
Napiszę Wam tylko, że o korekcji wzroku przesądziła u nas pandemia i noszenie maseczek, przez które bardzo parowały nam okulary. Już wcześniej myśleliśmy o zabiegu, M. był nawet na kwalifikacji rok temu, ale ostatecznie na zabieg się nie zdecydował, bo lada chwila miał się urodzić Biszkopcik. A grudzień to generalnie dobry czas, bo dzień jest krótki, często jest szaro i buro (w dalszej części dowiecie się dlaczego to taki atut), a dodatkowo jest trochę wolnego i można się łatwiej zregenerować nie biorąc długiego zwolnienia w pracy. Po zabiegu lekarz może dać Wam nawet do 4 tygodni wolnego, ale raczej mało kto bierze aż tyle – zwykle tydzień wystarcza.
Operować może się zarówno krótkowidz (od -0,75 dioptrii do -10 dioptrii), jak i osoba cierpiąca na astygmatyzm (do 5,0 D). Można mieć wadę “2w1”, czyli krótkowzroczność + astygmatyzm. Osobom, które noszą okulary do bliży pomoże nieco inny zabieg – redukujący tzw. “starczowzroczność”. Aby poddać się laserowej korekcie wzroku tym trzeba mieć ukończone 21 lat, ustabilizowaną wadę wzroku i mieć unormowaną gospodarkę hormonalną.
Miałam -3,25 dioptrii + stygmatyzm na poziomie 1,25. Monsieur miał większą wadę, bo -5,00 dioptrii i dodatkowo 1,5 astygmatyzmu.
Kwalifikacja zajmuje ok. 1,5-2h i polega na wypełnieniu szczegółowej ankiety oraz odbyciu 24 badań na różnych instrumentach medycznych. Pamiętajcie: na tydzień przed kwalifikacją nie można nosić soczewek kontaktowych!
Wygląda to tak, że chodzicie z optometrystą od pokoju do pokoju. W każdym pomieszczeniu znajduje się kilka urządzeń i po prostu siadacie przy nich i jesteście badani. Po zebraniu kompletu wyników cała teczka zostaje przekazana do lekarza, który ocenia stan Waszego wzroku i proponuje metodę laserowej korekcji wzroku lub też mówi, że z jakiegoś powodu nie możecie poddać się takiej operacji. W Klinice Optegra, w której robiliśmy zabieg (mnie operował doktor Smorawski, a Monsieur doktor Skonieczna), jest kilka różnych metod. Najmniej inwazyjna to Lentivu (Smile) i po niej najszybciej dochodzi się do siebie. Nie dochodzi tam bowiem do odcinania płatka rogówki.
Stawiacie się do kliniki w wyznaczonym terminie, wypełniacie krótką ankietę i jesteście proszeni na blok operacyjny. Po zostawieniu swoich rzeczy w szafeczce na bloku, optometrysta zabiera Was do trzech pokoi. Tam znowu odbywacie badania oczu, by wszystko potwierdzić. Nie jest ich jednak tak dużo jak podczas kwalifikacji.
Potem siadacie w sali do odpoczynku, jesteście proszeni na pierwsze podanie kropli przeciwbólowych i następnie bada Was lekarz, który zaznacza sobie na oku miejsce cięcia. Robi to specjalnym pisakiem, ale nic nie czujecie, bo oko jest w pełni znieczulone.
Potem czekacie na swoją kolej, a w międzyczasie macie mierzone ciśnienie i jeszcze dwukrotnie zakraplane krople znieczulające.
Następnie przychodzi pielęgniarka i prosi Was na zabieg. Na sali operacyjnej oddajecie jej okulary, jesteście instruowani jak się położyć na stole operacyjnym, po czym stół wjeżdża pod laser. Lekarz Was jeszcze dodatkowo ustawia.
Lewe oko zamykacie i zostaje zaklejone gazą, by nie przeszkadzało. Lekarz przykleja powieki plastrami i zakłada rozwórkę – taki metalowy przyrząd, który sprawia, że nie możecie zamknąć oka. Tak, tak, nie można mrugać! Powiem szczerze, że strasznie się bałam, że to będzie niekomfortowe, ale zupełnie tego nie czułam, bo oko i spojówka były tak doskonale znieczulone! M. z kolei mówi, że odczuwał wtedy lekki dyskomfort.
Po założeniu rozwórki lekarz przemył oko, by rogówka była idealnie czysta. Było to dziwne, bo nic nie czułam, a jednocześnie widziałam dużo płynu w oku i lekarz wycierał je jeszcze gazikiem.
Następnie rozpoczął się zabieg. Miałam po prostu patrzeć w zielone światełko. Pan doktor liczył od 10 w dół. Uprzedził, że w połowie stracę wzrok i że będę widziała tylko bardzo gęstą mgłę. I tak było! Stopniowo traciłam wzrok na operowanym oku… To było przedziwne uczucie, bo widziałam tylko ten zielony punkcik i to z sekundy na sekundę gorzej. A dookoła była coraz bardziej gęsta mgła.
Gdy minęło 10 sekund zostałam wysunięta spod lasera i pan doktor zaczął wyciągać przez nacięcie o długości 2,5 mm tę lentikulę, którą z wnętrza mojej rogówki odseparował laser. Było to bezbolesne, ale znowu dość osobliwe. Bo w końcu ktoś robił coś przy oku, słychać było stukanie przyrządów, a ja nic nie czułam i niewiele widziałam.
Po wyjęciu lentikuli pan doktor przemył oko i założył mi ochronną soczewkę – nieco większą niż kontaktowa, za to cieńszą. Rozwórka została zdjęta, plastry trzymające powieki odklejone i mogłam mrugnąć. Widziałam już normalnie, ale obraz był jeszcze mocno rozmyty. Potem zabieg na drugie oko i było po wszystkim. W sumie na sali operacyjnej spędziłam 15 minut.
Na sali operacyjnej jeszcze przed zabiegiem – z tyłu laser
Po zabiegu czekałam pół godziny w sali do odpoczynku. Przed wyjściem do domu pan doktor jeszcze skontrolował moje oczy, dostałam receptę na krople z antybiotykiem i sterydami oraz nazwę kropli nawilżających do zakupienia. Miałam je stosować co 2h (antybiotyk ze sterydami) i co 30 minut (nawilżające) do czasu kontroli kolejnego dnia.
Do domu wracałam taksówką w okularach przeciwsłonecznych. Z minuty na minutę miałam coraz głębszy światłowstręt. Ustąpił po 6h, które w zasadzie spędziłam w łóżku nakryta kołdrą. W tym czasie otwarcie oczu i zakroplenie kropli było nie lada wyzwaniem, bo oczy mnie okropnie piekły i szczypały – dokładnie tak jak przy obieraniu cebuli. Na szczęście po godzinie 17 (zabieg miałam o 11) wszystko wróciło do normy i mogłam już zdjąć okulary przeciwsłoneczne (chodziłam w nich po domu i to pomimo pogaszonych świateł – każde najmniejsze światło naprawdę bardzo, ale to bardzo mnie drażniło, a przecież zabieg miałam w bardzo szary i pochmurny dzień – dlatego zima to najlepszy czas na taką operację). Widzenie tego dnia było jeszcze bardzo rozmyte, wszystko widziałam jak za mgłą. Z godziny na godzinę jednak obraz się wyostrzał.
Z kolei Monsieur po zabiegu czuł się bardzo dobrze i znacznie lepiej widział. Nie doświadczył uczucia szczypania czy pieczenia oczu. Miał niewielki światłowstręt. Za to przez kilka godzin mocno bolała go głowa i musiał przespać ten czas.
Kolejnego dnia widzieliśmy znacznie lepiej. Nie potrzebowałam już okularów przeciwsłonecznych, światłowstręt nie wrócił. Obraz poprawił się diametralnie po porannej wizycie kontrolnej, gdy zdjęto tę soczewkę-opatrunek. Po południu nawet mogłam już jechać samochodem! U Monsieur także wszystko poprawiało się w oka mgnieniu.
Cały czas musiałam jednak oszczędzać wzrok. Nie korzystałam z komputera czy telefonu przez blisko tydzień. Monsieur za to usiadł do monitora znacznie szybciej, choć też nie na długo, bo musiał robić przerwy.
Generalnie trzeba założyć, że tydzień, a najlepiej dwa zrobić sobie przerwę od wszelkiego typu monitorów, czytania książek, gazet etc. Przez 7 dni nie rozstajecie się wciąż z kroplami. Potem przez 2-3 miesiące używa się tylko tych nawilżających.
Wzrok poprawia się z każdym dniem. Po prostu rogówka jest na początku opuchnięta i musi się zrosnąć, bo była nacinana! Ten proces zajmuje mniej więcej właśnie 2-3 miesiące.
Trzeba też uważać na zmiany ciśnienia i nie można przez kilka dni nurkować czy latać samolotem. Przez tydzień należy ograniczyć niedużą aktywność fizyczną (np. rekreacyjna jazda na rowerze), a duży wysiłek (np. bieganie maratonów) nawet dłużej – lekarz Was o wszystkim poinformuje.
Miesiąc po zabiegu ma miejsce druga wizyta kontrolna. Ponownie bada Was optometrysta, a następnie lekarz, by ocenić Wasz wzrok. Mój oceniono na 110%, czyli można powiedzieć, że jest o 10% lepszy, niż “przeciętny dobry wzrok”. I faktycznie widzę doskonale, lepiej niż w okularach. Bo moje okulary były słabsze od mojej rzeczywistej wady o ok. 0,5 dioptrii. Wzrok Monsieur po miesiącu został oceniony aż na 125% – wow, to dopiero wynik!
Zapewniamy Was, że nic a nic. Oko i spojówka są doskonale znieczulone. Te krople naprawdę wystarczają. Nie ma potrzeby poddawania się narkozie, nie ma żadnych zastrzyków w oko lub koło niego – piszę to, bo miałam takie pytania i to najwięcej osób ciekawiło
Jak każdy zabieg także i ten niesie pewne ryzyko. Przeważnie wiąże się ono z tym, że wada nie zostanie w pełni wyeliminowana.
Jednym z powikłań jest też tzw. “efekt halo”. Polega on na specyficznym rozszczepieniu światła, gdy patrzymy się na ostre lampy np. latarnie czy sygnalizację świetlną. Ten efekt występuje u większości pacjentów, ale na szczęście z czasem maleje. Ma to związek z gojeniem się rogówki. U nas wystąpił, ale z tygodnia na tydzień jest zauważalnie mniejszy. Powinien zniknąć do końca 3 miesiąca po operacji. Nie jest jednak to coś bardzo uciążliwego.
Część pacjentów cierpi też na zespół suchego oka. W naszym przypadku nie miało to miejsca i kropli nawilżających używamy obecnie “jak nam się przypomni” – zwykle raz na dzień przed snem.
Cena za operację na dwoje oczu wynosi ok. 8 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć ok. 300 zł za kwalifikację.
Piszę “około”, bo w moim przypadku kwalifikacja kosztowała 149 zł zamiast 299 zł, a Monsieur trafił już na promocję przedświąteczną i była w ogóle bezpłatna.
Tak samo mój zabieg był droższy niż jego. Generalnie wraz z wizytami kontrolnymi (pierwsza jest bezpłatna, druga – po miesiącu kosztuje 50 zł, a trzecia – po pół roku 200 zł) i kroplami finalny koszt zmieści się w kwocie nieco poniżej 9 tys. zł.
Oboje żałujemy, że nie zdecydowaliśmy się wcześniej na taki zabieg. Komfort życia jest nieporównywalny z niczym wcześniej! Zdjąć okulary po 25 latach, a w przypadku Monsieur po blisko 30 to coś niesamowitego!
Sam zabieg jest zupełnie bezbolesny, choć nie jest komfortowy, bo jednak ktoś coś robi przy naszych oczach, ale szybko się o tym zapomina, bo trwa to dosłownie parę chwil.
Zdecydowanie najtrudniejsze są pierwsze godziny po zabiegu. Po 24 h jest już naprawdę bardzo dobrze, a wzrok skokowo się poprawia. Po tygodniu wraca się w zasadzie do pełni sprawności, oczy nie szczypią, nie pieką od monitora. Odczuwa się duży komfort widzenia bez okularów i można się nim w pełni cieszyć. W kolejnych tygodniach jest tylko lepiej, choć zmiany nie są już tak spektakularne jak w pierwszych dniach po zabiegu. Polecamy każdemu!
Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania, to piszcie w komentarzu.
Do przeczytania
E. i M.
P.S. Wpisy na blogu są moimi osobistymi opiniami. Traktujcie je informacyjnie. Nie zastąpią one porady lekarza.